Kizo feat. Bonus RPK - HEAVYWEIGHT (prod.2K x Michał Graczyk) - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk.Ludzie się boją, że jak chory psychicznie, to zaraz wyskoczy z siekierą. Więc lepiej się nie przyznawać. Wziąć leki, które odpędzą strach i jakoś żyć. Nawet jeśli człowiek na ulicy cię przeraża, a głosy w głowie mówią, że z niczym sobie nie Rodzin "Otwarty Umysł" (ul. Kraszewskiego 1, 35-016 Rzeszów, tel./fax: 17 862-02-88, e-mail: [email protected], organizuje rehabilitację zawodową i społeczną, spotkania grupowe i indywidualne z psychologiem, kursy językowe oraz komputerowe, zajęcia teatralne. Możesz wesprzeć tę działalność przekazując 1 procent swojego podatku - nr KRS: niewielkiej salce Stowarzyszenia Rodzin "Otwarty Umysł", tuż obok najbardziej zakorkowanego miejsca Rzeszowa - Placu Śreniawitów, siedzą cztery kobiety. Tu czują się bezpiecznie. Tu mogą opowiedzieć. Najpierw ty, (32 l.): Mój świat zawalił się w 2000 roku. Miałam 20 lat. Zaczęłam studia na wydziale prawa. Przed chorobą byłam zwyczajną dziewczyną, może trochę nieśmiałą, ale w niczym nie odbiegałam od rówieśniczek. I wtedy zaczęły się problemy, z którymi nie potrafiłam sobie poradzić. Załamałam (30 l.): Bardzo dobra uczennica, finalistka wojewódzkiego etapu olimpiady z chemii - to ja w wieku 15 lat. Ale nie było ze mną dobrze. Lekarz stwierdził, że to depresja. Przerwałam na rok naukę. Poszłam do ogólniaka i przez trzy lata dobrze mi szło. Kiedy miałam 18 lat, zaczął się drugi rzut choroby - ta sama diagnoza co wcześniej. Skończyłam jednak studia dziennikarskie na Wyższej Szkole Zarządzania w Rzeszowie. Wtedy pani doktor rozpoznała u mnie schizofrenię. Maria (48 l.): Nie od razu lekarze wiedzieli, co mi jest. Zaczęło się 15 lat temu. Zachorowałam na bulimię, której towarzyszyła depresja i różne psychozy. Chodziłam na terapie, leczono mnie w szpitalu. Nikt nie potrafił mi (35 l.): Schizofrenię rozpoznano u mnie 3 lata temu. Ale chorować zaczęłam dużo wcześniej. Miałam 17 lat, kiedy objawił mi się w kościele święty o diabelskich oczach. Poczułam straszny lęk. Nigdy wcześniej takiego nie doznałam. Zaczęłam bać się ludzi. Nie chciałam, żeby to zauważyli, przestałam spotykać się ze znajomymi i siedziałam w domu. Skończyłam studia. Zarządzanie i marketing. Ale do pracy już nie poszłam. Dostałam omamów węchowych. Jedzenie miało nieprzyjemny zapach. Nie mogłam jeść, wymiotowałam. Dużo schudłam. Czasem w nocy widzę czarne postacie i strasznie się wtedy mnie obserwujeStan psychozy, w jakim tkwi człowiek chory na schizofrenię, jest porównywany do stanu między rzeczywistością a snem. I nie wiadomo, co jest rzeczywiste, a co Od pewnego momentu zaczęłam się czuć jak osoba obserwowana. Wydawało mi się, że ściga mnie jakaś mafia, a osoby wokół są przez nią podstawione. Zaczęłam słyszeć głosy. Wierzyłam, że ktoś chce nakręcić o mnie film. Że będą mówić o mnie w radio, w telewizji. Wszystko, co robię, jest nagrywane przez ukryte kamery. Ktoś przejął kontrolę nad moim życiem. Czuła się jak człowiek, który, jadąc zatłoczonym autobusem, znajdzie się nagle pod ostrzałem spojrzeń wszystkich pasażerów. To wrażenie jej nie opuszczało, więc zaczęła się bać. Wyjście z domu napawało ją panicznym lękiem. Schizofrenia to nieustanny strach przed innymi ludźmi. Przecież byłam normalnaTeresa: Nie wierzyłam, że jestem chora i nadal do końca nie wierzę. Chciałam mieć normalne życie i poszłam na kolejne studia. Turystyka i rekreacja. Zdaję egzaminy na piątki i czwórki. Przyjmuję leki na schizofrenię. Pani doktor mówi, że jestem teraz w fazie reemisji choroby. Nigdy nie słyszała Były jednak takie okresy, że nie chciałam wychodzić z domu. Miałam problemy z rozpoczęciem nowego dnia, ze wstaniem z łóżka. Nie chodziłam do szkoły, nie pracowałam, miałam rentę, która była otoczką mojej niedyspozycji i dowodem, że nie nadaję się do niczego. Czułam lęk, że dopadnie mnie jakiś punkt kulminacyjny choroby, zapadnę w letarg i na zawsze zostanę Nie wiedziałam, że jestem chora. Nie wiedziałam, że istnieje taka choroba. Gdyby mi ktoś powiedział, że cierpię na schizofrenię, nie uwierzyłabym. Jednak zasłabłam w pracy i trafiłam do szpitala. Usłyszałam, że mam być zostawiona na oddziale psychosomatycznym, a nie wiedziałam nawet, co to za oddział. Kiedy tam już się znalazłam, przeżyłam szok. Co ja robię wśród wariatów. Leki powodują, że człowiek jakby zaczyna zwalniać, jest osłabiony, czuje ból mięśni, traci kontrolę nad ciałem. Na tym oddziale czułam się jak wśród ludzi-cieni. Nie rozumiałam, dlaczego i mnie tu położyli. Powoli zaczęłam jednak dopuszczać tę myśl, że i ja jestem chora. Maria: Bulimia to było jedno. Dopadła mnie jakaś całkowita rezygnacja, opuszczenie. Potworne początki dnia. Kiedy się budziłam, ogarniał mnie strach, jak przetrwam do wieczora. To było straszliwie cierpienie i chęć, by pozbyć się dnia, zasnąć i o niczym nie myśleć. Nie pracowałam. Skończyłam szkołę średnią i zamknęłam się w domu. Nie nadawałam się do kontaktów z ludźmi, ale nikt nie wiedział, na co choroba robiła coraz większe szkody. Maria trzy razy trafiała do szpitala. - Wydawało mi się, że ktoś steruje moimi myślami. Że to, co chciałabym zrobić, nie udaje mi się, bo ktoś ma nade mną władzę. Zaczęłam się miotać i bałam się, że zrobię to, co moja siostra. Też chorowała. W końcu w wieku 31 lat odebrała sobie życie. Marii drży głos, kiedy przypomina sobie tamte stany. Dopadała ją potworna rozpacz. Bezwolność, która nie pozwalała wyjść nawet po zakupy. Gdy wychodziła, atak płaczu zwijał ją w pół na środku ulicy, przystanku, w sklepie. - po różnych gabinetach psychiatrycznych. Dopiero 5 lat temu trafiła do lekarza, który zaaplikował leki na schizofrenię i dopiero one zaczęły powodować okresy zdrowienia. Potrafię z tym żyćEdyta: Na początku myślałam, że choroba psychiczna to samo zło. Tymczasem właśnie w tej chorobie spełniły się moje największe marzenia. Pamiętam, jak zaczęłam przychodzić do Stowarzyszenia Rodzin "Otwarty Umysł". Na początku robiłam herbatę dla psychologa. Niby nic wielkiego, a dla mnie decydujący krok. Po szpitalu człowiek jest zalękniony. Boi się wyjść do ludzi, paraliżuje go lęk. A ja tu przyszłam i robiłam kawę, dostawała coraz ważniejsze zadania - pisanie artykułów na stronę internetową i okazjonalnych wierszy, tworzenie programów na imprezy. A kiedy pojawiła się potrzeba wybrania lidera, który reprezentowałby chorych na różnych forach, konferencjach i spotkaniach, została nim właśnie Edyta. - Te wszystkie doświadczenia, jeżdżenie po kraju i zabieranie głosu w obronie moich koleżanek i kolegów, przemieniło mnie tak bardzo, że stałam się pewniejsza siebie, potrafię się zaprezentować i zmotywować. Czuję się spełniona. Przestałam skupiać się na własnej chorobie, zaczęłam dostrzegać problemy innych. Przebyłam drogę z zamknięcia, ogromnego leku do tego dzisiejszego otwarcia - jestem dziś silniejsza. Teresa chciałaby zostać pilotem wycieczek zagranicznych. Zna doskonale język angielski. Uczy się hinduskiego. Maria: Leki pomagają mi wstać, zebrać jakoś dzień i przeżyć go bez płaczu. Po tylu latach bezradności zaczęłam się znów czuć tak, jak kiedyś, jak jeszcze byłam małą dziewczynką, która nie bała się tego wszystkiego, co ją otacza. Dwa i pół roku temu zaczęłam pracować. To moja pierwsza praca w życiu i zarazem terapia. Kiedy czuje się źle, zagląda do stowarzyszenia. Zapytają, co się dzieje, Edytka zarazi Czuję, że tu mogę zawsze przyjść. Bez skrępowania, ograniczenia. Nawet w rodzinie nie miałam takiej serdeczności i współczucia dla tych gorszych dni. Moja mama nie rozumiała tej choroby. Uważała, że jestem zła i leniwa, bo nie chcę wyjść z łóżka. To w stowarzyszeniu zmotywowali mnie do szukania pracy, uświadomili, że muszę pomyśleć o zabezpieczeniu przyszłości. To tu psycholog namówił mnie, żeby wszystko powiedzieć lekarzowi. Bo nie mówiłam. Nie chciałam go niepokoić. Kiedy powiem - odsuną sięLudziom lepiej nie mówić o Ukrywamy ją przed sąsiadami. W rodzinie trudniej, bo boję się siedzieć z innymi przy stole. Siedzę wciąż w pokoju. Teresa: Mieszkam na wsi. Nikt nic nie wie. Nawet wujkowie i ciotki. Leki mam włożone w inne opakowanie, więc kiedy muszę przy kimś zażyć, to się nie Gdyby wiedzieli, separowaliby się. Nikt nie chce mieć problemów. A większość myśli, że chorzy psychicznie są niebezpieczni. Moja rodzina też nie wie. Mama nie wierzy. Myśli, że to moje widzimisię. A ja już nie przekonuję. Edyta: Doświadczamy wykluczenia społecznego. Boją się nas pracodawcy, sąsiedzi. Więc wszyscy ukrywają chorobę. Nikt się nami nie przejmuje, poza rodziną i przyjaciółmi w stowarzyszeniu. Mamy pasje i talenty, a czujemy się niepotrzebni, bezużyteczni i osamotnieni. Gdy inny człowiek dowiaduje się, że zachorowałeś na chorobę psychiczną, przeważnie mówi: "Do widzenia". Ja się przyznałam kiedyś i wiele osób się ode mnie odwróciło. Ludzie myślą: "Mnie to nie spotka". Ale tego nikt nie wie. W tej ciągłej walce o byt wielu nie daje rady. Psychika wysiada. W niedzielę na antenie największej chińskiej telewizji państwowej padło stwierdzenie, że technologia łańcucha bloków ma dziesięciokrotnie większą wartość niż internet. Taką opinię sformułował Chen Weihong, gospodarz programu „Dialogue” emitowanego na antenie China Central Television (CCTV).
Kliknij tutaj, 👆 aby dostać odpowiedź na pytanie ️ Które z podanych wyrażeń ma większą wartość? O ile większą?a)32-2×(12-8)÷4 32-2×(12-8)÷4b)16÷4×(18-4):2 …
Jak sobie radzić ze swoimi emocjami, jak rozmawiać o chorobie z bliskimi i gdzie szukać pomocy, podpowiada prof. dr hab. med. Krystyna de Walden-Gałuszko z Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego. Pani profesor, jaka jest rola psychiki w walce z chorobą nowotworową? Można odpowiedzieć krótko: bardzo duża. Psychika odgrywa dużą rolę w każdej trudnej sytuacji życiowej, a choroba jest jedną z takich sytuacji, z którymi człowiek się styka i musi jakoś sobie z nimi poradzić. Psychika jest niezwykle ważna zarówno w momencie zauważenia zmian i podjęcia decyzji o zgłoszeniu się do lekarza, w trakcie leczenia, jak i później, w momencie wyzdrowienia, bo to też nie jest takie proste. Nigdy nie wiemy, nawet po ustąpieniu objawów, czy to stan wyzdrowienia, czy stan dobrej remisji. Na odpowiedź musimy poczekać kilka lat i te kilka lat również wymagają naszej mobilizacji psychicznej. Ten okres trzeba dobrze wykorzystać, nie poddając się lękom, czy też myślom, jak to będzie. Silna psychika i mobilizacja potrzebna jest nam również wtedy, kiedy okazuje się, że choroba nas zwycięża. Czy istnieją badania, które potwierdzają, że długość przeżycia, w trakcie leczenia i po chorobie, zależy od stanu psychicznego pacjenta? Najwięcej potwierdzonych badań dotyczy czasu przeżycia osób, którym właściwie zostało niewiele życia. W okresie takiej smutnej progresji choroby, jedni się załamują i pozostają w poczuciu bezradności i beznadziei, a inni potrafią ten okres przeżyć w sposób optymistyczny i zmobilizowany. Między tymi grupami występuje „statystycznie istotna” różnica na korzyść tej drugiej grupy. Czyli nawet w tak ciężkiej próbie, jaką jest choroba, powinniśmy postarać się zachować optymizm i uśmiech, choć to bardzo, bardzo trudne? Tak, w każdym etapie choroby reakcje psychiczne w ogromnym stopniu kształtują nasze zachowanie i wpływają na jakość życia. Można wszystkie te etapy przeżyć w ogromnym lęku, bezradności, miotaniu się od ściany do ściany. Wtedy człowiek ten długi okres przeżywa bardzo smutno, czym obniża swoje możliwości wyleczenia. Może też potraktować to jako kolejne wyzwanie i później mieć satysfakcję z tego, że tak dzielnie stawiło się mu czoła. fot. prof. dr hab. med. Krystyna de Walden-Gałuszko – psychiatra, prezes Polskiego Towarzystwa Psychoonkologicznego. Psychoonkolog w Wojewódzkim Centrum Onkologii w Gdańsku, współzałożycielka infolinii onkologicznej. Bardzo powszechną reakcją na diagnozę „rak” jest obwinianie się i pytanie: „dlaczego właśnie ja?”. Niektórzy traktują chorobę jako karę boską za grzechy. Traktowanie choroby jako kary za grzechy jest z gruntu fałszywe i trzeba koniecznie podjąć próbę zmiany tego rodzaju myślenia. Pytanie „dlaczego ja?” wymaga pomocy, przepracowania tego pytania i stopniowej zmiany tego pytania na inne: „co ja mogę w tej sytuacji zrobić i jakie zadanie stoi obecnie przede mną?”. Kiedy słyszymy diagnozę: „rak”, musimy powiedzieć o chorobie naszym bliskim. Jak to zrobić? Nie ma jednego sposobu, tak jak nie ma jednej formy komunikacji. To wszystko zależy od tego, jakie były do tej pory relacje w rodzinie. Na ogół w rodzinach emocjonalnie blisko z sobą pozostających choroba powoduje zacieśnienie więzów i bardzo umacnia relacje. Natomiast tam, gdzie relacje były płytkie, choroba właściwie jeszcze bardziej je „rozluźnia”. Z tym związany jest również sposób mówienia. Jeżeli komunikacja w rodzinie zawsze była szczera, otwarta, nie omijająca również trudnych sytuacji, to nie ma problemu z przekazaniem informacji o chorobie. Oczywiście zawsze trzeba się liczyć z emocjonalną reakcją osób bliskich na wieść o takiej diagnozie. Zobacz też: Jaka jest rola psychiki w walce z rakiem? W jaki sposób o tym powiedzieć, czy można rodzinę na to jakoś przygotowywać? Jestem zdania, że informację o chorobie zawsze trzeba przekazać, nie należy jej ukrywać. Natomiast, jeżeli widzimy, że ktoś z naszych bliskich mógłby się załamać, bardzo to przeżyć i w sumie mielibyśmy potem z tą osobą większy kłopot niż ze sobą, to należy to robić bardzo stopniowo. Osoba bliska powinna mieć czas, żeby się do naszej choroby stopniowo przystosowywać. Najpierw powinniśmy mówić o tym, że w ogóle coś się dzieje. Potem obserwować, jak ta osoba reaguje, czy daje sobie z tym radę, czy nie, i od tego uzależniać dalszą komunikację. Rozciągnąć to po prostu w czasie, do kilku tygodni, a nawet kilku miesięcy, jeżeli zajdzie taka potrzeba. Najtrudniej powiedzieć o chorobie swoim dzieciom. Jak z nimi rozmawiać? Czy jest jakaś granica wieku, poniżej której dzieciom nie powinno się mówić o chorobie? Uważam, że nie ma takiej granicy. Natomiast na pewno jest zależność, zarówno od wieku, jak i od stopnia rozwoju umysłowego i emocjonalnego dziecka. Psychikę dzieci cechuje kilka właściwości. Pierwsza, to tzw. myślenie konkretne, czyli nieumiejętność rozumienia pojęć abstrakcyjnych. Dla nich pojęcie śmierci jest inaczej postrzegane niż u dorosłych. Poza tym dzieci, zwłaszcza małe, są zawieszone w teraźniejszości. One nie potrafią wyczuć przyszłości. Dla nich okres kilku miesięcy to tak, jak okres kilku lat u dorosłego człowieka. Następna cecha: dzieci są bardzo egocentryczne, co jest normalne, i wszystko odnoszą do siebie. Mogą obwiniać siebie za to, że mama jest chora, „bo ja byłem niegrzeczny”. Dlatego jeżeli chodzi o chorobę, to trzeba z dzieckiem o tym rozmawiać, nie unikać tego tematu, nie oszczędzać go, rozwiewać wszelkie wątpliwości, tłumaczyć. Czy dzieci są na tyle silne psychicznie, że są w stanie z taką informacją sobie poradzić? Ciężka czy przewlekła choroba jest jakby szkołą dla dziecka. Oczywiście, lepiej, żeby takiej szkoły nie miało, ale jeśli w jego życiu coś takiego się przytrafi, to ono właśnie w ten sposób uczy się podejścia do chorego i do choroby. W każdym wieku, oczywiście stosownie do wieku, można dziecko poprosić o to, żeby choremu przyniosło szklankę wody albo przez chwilę z nim posiedziało, powiedziało wierszyk itp. Nasz stosunek do choroby i mówienie o niej w sposób bardzo konkretny, nie wybiegając za bardzo w przyszłość, pomoże dziecku sobie z nią poradzić. Nie należy robić z tego tabu. Niekoniecznie musimy nazywać chorobę jej właściwa nazwą, że to jest „rak”, bo dla dziecka nie ma to takiego znaczenia, jak ma dla osoby dorosłej. Dziecko nie ma żadnych skojarzeń. Mówimy, że to choroba żołądka, czy wątroby, która wymaga odpowiedniej pielęgnacji, odpowiedniej pomocy osobie chorej. Trzeba pokazać dziecku, w jaki sposób (bez lęku) po prostu obsłużyć chorego, sprawić mu przyjemność. Zobacz też: Wpływ nowotworu na poszczególne etapy życia rodzinnego Istnieją różne formy pomocy chorym onkologicznie. Przykładem może być program „Jestem przy Tobie”, który na swoim portalu udziela wsparcia chorym. Gdzie jeszcze chorzy mogą szukać pomocy psychologicznej? Z tym nie jest niestety zbyt dobrze. Na pewno przy wszystkich większych ośrodkach onkologicznych stacjonarnych taka pomoc jest dostępna, chociaż nie w dostatecznym stopniu. Na większości oddziałów onkologicznych jest jeden lub kilku, w zależności od wielkości ośrodka, psychologów klinicznych. W Gdańsku w Wojewódzkim Centrum Onkologii została utworzona Poradnia Zdrowia Psychicznego, w której pracują i psycholodzy, doświadczeni psychoonkolodzy i psychiatra. Tam świadczona jest pomoc dla całego województwa. W Polskim Towarzystwie Psychoonkologicznym mamy listę psychoonkologów z różnych województw, do których możemy kierować chorych. Zazwyczaj piszą do nas rodziny, pytając, czy na terenie np. Wrocławia, Katowic czy okolic, jest jakiś psychoonkolog. My sprawdzamy gdzie jest najbliżej i podajemy jego namiary. Kontakt z PTPO to: Pani profesor, wspomniała Pani, że to bliscy piszą zapytania. No właśnie, czy w Polsce pacjenci proszą o pomoc psychologa, czy jeszcze się tego wstydzą? Nie wiem, czy się wstydzą. Zdarzają się pacjenci, których do przyjścia do psychoonkologa, bezpośrednio po uzyskaniu wiadomości o chorobie, zachęcają onkolodzy. Ale większość to są osoby, które przychodzą wtedy, kiedy po leczeniu następuje wznowa. To jest najgorszy okres i wtedy mówią „myśleliśmy, wierzyliśmy, że sobie poradzimy i bardzo dobrze sobie do tej pory radziliśmy”. Tych sił brakuje w momencie, kiedy leczenie okazuje się nie wystarczające. Ludzie w większości nie dowierzają, że ktoś im może w tym pomóc, bo „przecież to jest choroba i co mi jakiś psycholog może powiedzieć, ja muszę sobie z tym poradzić sam”. To jest najbardziej powszechna, chociaż niesłuszna opinia, ale myślę, że to przede wszystkim przyczyna, dlaczego chorzy nie zgłaszają się do psychologów. A czy zdarzają się tacy pacjenci, którzy nie chcą się przyznać do tego, że sobie nie radzą z ciężarem choroby i dlatego nie szukają pomocy u psychoonkologa? To jest druga grupa pacjentów, którzy myślą „no widać jestem już taki słaby, że muszę prosić o pomoc psychologiczną”. Mają przed tym opór, bo to zmniejsza dobre mniemanie o sobie, zupełnie błędnie. Jak się ma zapalenie oskrzeli i korzysta z pomocy internisty, to czy wtedy ma się poczucie, że sobie nie radzę? Nie, tak samo jest, kiedy ktoś nie może spać, jest przygnębiony, ma napady lęku. To też jest objaw, z którym można sobie nie poradzić samemu, tylko poprosić o pomoc psychoonkologa. Czy w Polsce liczba psychoonkologów w porównaniu z liczbą pacjentów, którzy potrzebują takiej pomocy, jest wystarczająca? Danych liczbowych nie jestem w stanie przytoczyć. Ale psychoonkologów jest za mało. Za mało jest również zrozumienia potrzeby tej rozmowy. Ludzie powinni zrozumieć, że mamy wiele do zaoferowania, również jeżeli chodzi o informację. Bo to nie chodzi tylko o radzenie sobie z emocjami, czasami ważne jest samo uzyskanie pewnych informacji dotyczących siebie, choroby, wyleczenia. U nas niestety ciągle brakuje takiego poczucia, że psycholog, a psychoonkolog w szczególności, może bardzo dużo pomóc. My zbyt często w to nie wierzymy, a jak się przekonujemy to mówimy „szkoda, tyle czasu zmarnowałem, a mogłem przyjść wcześniej”. Na terenie województwa pomorskiego uruchomiliśmy infolinię onkologiczną dla pacjentów. Kiedy w prasie pojawiła się informacja na ten temat, było bardzo dużo telefonów, a potem ludzie przestali dzwonić, przestali się tym interesować. Zachęcam do kontaktu z nami. Rozmowa z doświadczonym psychoonkologiem naprawdę może przestawić nasze tory myślenia. Wspieramy przez rozmowę osoby, które się poddają, i pomagamy im uwierzyć, że warto podjąć w walkę z chorobą. Zobacz też: Jak pomóc bliskiemu, który walczy z nowotworem? Uwaga! Powyższa porada jest jedynie sugestią i nie może zastąpić wizyty u specjalisty. Pamiętaj, że w przypadku problemów ze zdrowiem należy bezwzględnie skonsultować się z lekarzem!
Misja! Waszym zadaniem jest zdobyć cztery cyfry kodu! Aby to zrobić, należy wykonać cztery misje! Na początek dowiedzcie się czym jest wyjątkowa liczba Pi! Pamiętaj, żeby włączyć polskie napisy! Odpowiadaj poprawnie na pytania i zdobądź pierwszą cyfrę kodu! Wskaż odpowiedź, w której podane są tylko liczby pierwsze. Jeden kij
Witam, mam 28 lat, może napiszę na początku, jaki jestem, przynajmniej moim zdaniem. Na pewno szybko się denerwuję!!! Można powiedzieć, że w ciągu 2 sekund można mnie wyprowadzić z równowagi. Wtedy się zachowuję strasznie - krzyczę, mam chęć w coś uderzyć, w jakąś rzecz, ale nigdy tego nie robię. Moja żona nazywa to białą gorączką. W sumie plus tego, że szybko mi to przechodzi. Co mnie wkurza? Można powiedzieć, że prawie wszystko i wszyscy, nawet moja żona, która jest dobrą osobą dla mnie. Akceptuję tylko moich 3 kolegów, których znam już kilkanaście lat. Resztę ludzi ciężko do mnie dopuścić, od razu ich skreślam, wyłapuję jakieś słowa, jeśli coś mówią, co mi się nie spodoba i nara. Nie ufam nikomu oprócz wyżej wymienionych kolegów i mojej matki. Jestem mało tolerancyjny, wkurzają mnie pedofile, geje, kolesie, którzy modelują się, tzn. żele na główkę, golenia pach i innych części ciała. To jest dla mnie nie do przyjęcia, powybijałbym ich. Policjantów, księży 99% nienawidzę za pedofilię, polityków za to jak traktują ludzi, nienawidzę ludzi, którzy się nie szanują i by się sprzedali za każdą cenę. Jest jeszcze wiele innych rzeczy, ale to już szkoda pisać. Ogólnie to już jest troszkę gorzej z tym, jak mam myśli samobójcze. Mówię sobie: człowieku, po co ty żyjesz, zobacz co się dzieje na tym świecie, z tymi ludźmi itp. Najgorzej jest, gdy mam kłótnie z żoną lub jestem wkurzony, wtedy jakieś dziwne głosy w mojej głowie mówią: zabij się, ale wtedy myślę o mojej matce, że nie mógłbym jej tego zrobić, że ona beze mnie nie wiem jakby żyła, bo dla niej zawsze byłem dobry i grzeczny, bo swoje zachowania negatywnego nigdy jej nie okazałem, ale obawiam się, że kiedyś nie wytrzymam i to zrobię. Według ludzi jestem, hmmm, jedni mówią, że jestem spokojny, fajny gość. Może dlatego, że nie mieszkają ze mną. Wtedy by widzieli, jaki jestem. Drudzy mówią, że jestem dziwny i walnięty, że powinienem się leczyć. Aha, jeszcze jedno mnie martwi, nieraz słyszę od znajomych, którzy opuszczają nasz świat i najgorsze, że mnie to w ogóle nie rusza, żadnych uczuć, że szkoda człowieka itd., mimo że lubiłem tę osobę. Dużo osób mówi, że ja to mam życie – żona, praca za granicą, bo tam pracuję, że jestem szczęśliwym człowiekiem, ale ja się nim w ogóle nie czuję. Chciałbym się nieraz uwolnić od tego świata!!! Czy to, co napisałem, uważacie za normalne? Czekam na odpowiedź. MĘŻCZYZNA, 28 LAT ponad rok temu
wwMiSAK.